Bardzo dawno temu w miejscu, gdzie dzisiaj rozciąga się Polanica-Zdrój istniała bezimienna osada. Jedni z jej mieszkańców wypasali bydło i owce, inni karczowali lasy, aby pozyskać uprawną ziemię, a jeszcze inni naprawiali wozy zatrzymujących się tu na popas kupców.
Pewnego razu, codziennym zwyczajem stary pasterz prowadził swe owieczki do rzecznego wodopoju, jako że nie chciały pić one tryskającej tu i ówdzie ze źródeł wody, która zostawiała rdzawe plamy na kamieniach i korzeniach drzew. Był już ze swoją trzódką nad rzeką, kiedy z pobliskiego lasu wypadła wataha wilków. Drapieżcy rzucili się na owce: kilka z nich zagryźli i porwali, inne przestraszone rozbiegły się po okolicy. Sporo czasu zajęło pasterzowi spędzenie do gromady i opatrzenie poranionych zwierząt. Nadchodziła noc, ale z trzęsawiska, znanego z przerażających opowieści, dochodziło beczenie zagubionej owieczki. Dobry pasterz nie mógł jej tam zostawić na niechybną śmierć i chociaż opadał już z sił, ze strachem w sercu brnął coraz dalej i głębiej przez błoto. Wziął wreszcie zwierzątko na ramiona i z jeszcze większym wysiłkiem dotarł z powrotem do skraju trzęsawiska. Z ulgą postawił owieczkę na ziemi, zaś sam umazany błotem łyknął tylko wody z pobliskiego źródła i powlókł się do szałasu. Spał bardzo długo, a kiedy się obudził z niedowierzaniem spostrzegł, że nie tylko nic go nie boli, ale czuje się też tak lekki i rześki, jak za młodzieńczych lat.
Minęły wieki i powstało tu uzdrowisko, w którym wykorzystywano lecznicze borowiny, a smakowite polanickie wody nieustannie przywracają zdrowie.
Pewnego razu, codziennym zwyczajem stary pasterz prowadził swe owieczki do rzecznego wodopoju, jako że nie chciały pić one tryskającej tu i ówdzie ze źródeł wody, która zostawiała rdzawe plamy na kamieniach i korzeniach drzew. Był już ze swoją trzódką nad rzeką, kiedy z pobliskiego lasu wypadła wataha wilków. Drapieżcy rzucili się na owce: kilka z nich zagryźli i porwali, inne przestraszone rozbiegły się po okolicy. Sporo czasu zajęło pasterzowi spędzenie do gromady i opatrzenie poranionych zwierząt. Nadchodziła noc, ale z trzęsawiska, znanego z przerażających opowieści, dochodziło beczenie zagubionej owieczki. Dobry pasterz nie mógł jej tam zostawić na niechybną śmierć i chociaż opadał już z sił, ze strachem w sercu brnął coraz dalej i głębiej przez błoto. Wziął wreszcie zwierzątko na ramiona i z jeszcze większym wysiłkiem dotarł z powrotem do skraju trzęsawiska. Z ulgą postawił owieczkę na ziemi, zaś sam umazany błotem łyknął tylko wody z pobliskiego źródła i powlókł się do szałasu. Spał bardzo długo, a kiedy się obudził z niedowierzaniem spostrzegł, że nie tylko nic go nie boli, ale czuje się też tak lekki i rześki, jak za młodzieńczych lat.
Minęły wieki i powstało tu uzdrowisko, w którym wykorzystywano lecznicze borowiny, a smakowite polanickie wody nieustannie przywracają zdrowie.